Kilka tygodni temu niespodziewanie odezwał się do mnie jeden z czytelników bloga.
Mateusz to młody, bo zaledwie 27-letni mężczyzna, który na pewnym etapie swojego życia bardzo zbłądził. Niewinne, rekreacyjne „palenie trawki” dla relaksu przerodziło się z czasem w nałóg, który prawie zniszczył mu życie. Napisał do mnie wiadomość, w której podzielił się szczegółowo swoimi przeżyciami. Jako że tak jak ja mieszka w województwie śląskim, postanowiliśmy się spotkać.
Podczas kawy opowiedział mi szczegółowo o swoich przeżyciach, zaczynając od tego, jak podstępnie jego sposób na relaks przerodził się w uzależnienie, przez walkę z nałogiem, kończąc na całkowitej rezygnacji z narkotyków. To była niesamowita historia, którą czuł, że musi podzielić się ze światem. Dlatego postanowiłem, że mu w tym pomogę. Lepiej uczyć się na czyichś błędach niż na swoich. Tym bardziej, kiedy mówimy o narkotykach.
Wywiad zdecydowałem się stworzyć z trzech powodów — po pierwsze chcę, abyście posłuchali historii człowieka, który doszedł na skraj autodestrukcji i poznali cenę, jaką za to zapłacił. Po drugie, chcę Wam pokazać, że „narkoman” to nie koniecznie osoba, która musi się kojarzyć jako staczający się na dno człowiek, ze strzykawką w ręku. Nasz dzisiejszy bohater to dobrze usytuowany, młody mężczyzna, pełniący ważną funkcję w swojej firmie – i jak pokazują badania przeprowadzone na alkoholikach – większość z nich, to również osoby dobrze usytuowane. Po trzecie chcę, aby każdy z nas zastanowił się nad sobą.
Nawet jeśli pomyślisz w tym momencie „Mnie to nie dotyczy, ja nie stosuję narkotyków”, to niestety muszę się nie zgodzić. Mechanizm powstawania nałogów jest identyczny dla każdego uzależnienia. Nie ważne czy mówimy tutaj o narkotykach, o słodyczach, o papierosach, o masturbacji, o alkoholu czy nawet o sporcie. Każde uzależnienie powstaje tak samo — opiera się o chwilowy wyrzut dopaminy, która w pierwszej chwili powoduje przyjemne doznania, takie jak np. błogość, uspokojenie czy radość, ale układ dopaminowy jest wrażliwy i z czasem domaga się coraz więcej i częściej. Wtedy każdy nałóg prędzej czy później prowadzi do destrukcji i problemów.
Nie przedłużając oto wywiad z Mateuszem. Posłuchajcie jego historii i wyciągnijcie wnioski dla siebie.
PS: Wszystkie dane Mateusza (włącznie z imieniem) są podstawione. W wywiadzie zapewniłem mu całkowitą anonimowość.
Wywiad z byłym narkomanem
Cześć Mateusz, opowiedz coś o sobie. Kim jesteś, czym się zajmujesz, co robisz na co dzień?
Cześć, na imię mam Mateusz, mam 27 lat. Z wykształcenia jestem polonistą, od 3 lat pracuję w dziennikarstwie. Interesuję się historią, genetyką, ewolucją i generalnie wszystkim, co dotyczy i kształtuje człowieka.
Opisz problem, z którym borykałeś się jeszcze jakiś czas temu – od czego byłeś uzależniony? Jak wyglądało Twoje życie po narkotykach? Dlaczego w ogóle zacząłeś „brać”?
Przez 2 lata byłem uzależniony od marihuany. Zaczęło się od towarzyskiego palenia z ówczesną dziewczyną, dla której była to jedyna działająca ucieczka od stresu. Początkowo paliłem bardzo mało i to wystarczało, żeby przyjemnie „odpłynąć” podczas oglądania filmów czy słuchania muzyki.
Było to dla mnie coś nowego i podobało mi się. Zapominałem o problemach i łapałem fajny chillout. Potrawy smakowały lepiej, wszystko odbierałem bardziej intensywnie. Związek się zakończył i równocześnie nadeszły spore zmiany w moim życiu. Po 2 latach pracy w miejscu, które po części było moim drugim domem, gdzie kilkaset osób mnie znało i ceniło, musiałem odnaleźć się w nowym środowisku, gdzie już nie byłem tak rozpoznawalny. Pracowałem mniej, zarabiałem więcej, co oznaczało, że nie bardzo wiedziałem, co zrobić z wolnym czasem.
Nigdy nie byłem osobą specjalnie towarzyską i rodzinną, zwykle utrzymywałem kontakt z zaledwie garstką osób, z których większość i tak przebywała poza moim miejscem zamieszkania. Palenie zabijało mi czas. Wracając z pracy, kupowałem reklamówkę słodyczy i tak mijały kolejne dni. Paliłem coraz więcej, coraz mniej uprawiałem sportu, ale poza tym nie odczuwałem jeszcze negatywnych skutków.
Jakie to były negatywne skutki? Kiedy zauważyłeś, że zaczynasz być uzależniony?
Zacząłem spotykać się z nową dziewczyną. W skrócie związek opierał się głównie na paleniu i seksie, na strzałach dopaminy, przez które wydawało mi się, że jest super. Relacja oparta na takich fundamentach nie przetrwała oczywiście długo, a jej intensywny rozpad mocno odbił się na moim samopoczuciu.
Oczywiście ucieczkę od przykrości odnajdowałem w marihuanie. W dalszym ciągu palenie dawało mi „chill”, ale równocześnie stawało się bardziej… intelektualne.
Intelektualne? Co masz na myśli?
Dopóki nie zaczęło nieść destrukcji i lekkiej paranoi, muszę przyznać, że pozwoliło mi lepiej poznać i zrozumieć siebie. Zrozumiałem popędy i emocje, które mną kierowały, poszerzyłem samoświadomość, zdałem sobie sprawę z wąskiej perspektywy, którą patrzyłem na świat. Czytałem w tamtym okresie sporo książek na temat psychologii i biologii. Czułem, że się rozwijam. Uważam, że bez tych stanów nie osiągnąłbym poziomu mentalności, na którym jestem teraz.
Zaleczyłem traumy, a te, których się nie dało, przynajmniej zrozumiałem i zaakceptowałem. Wyciągnąłem lekcję z życiowych doświadczeń. Zdobyłem się np. na próbę naprawy relacji z ojcem, ogarnąłem pokłady negatywnych emocji, rozwinąłem swoją intencjonalność. Przez to wszystko paliłem coraz więcej w myśl zasady, że jeszcze lepiej mi to zrobi.
Myślę, że właśnie wtedy wszystko wymknęło się spod kontroli.
Co czułeś, będąc uzależniony? Jak wyglądało wtedy Twoje życie?
Jak mówiłem wcześniej, marihuana przyniosła mi pewne korzyści, ale zapłaciłem za nie wysoką cenę. Przede wszystkim przesadziłem z częstotliwością.
Zaczęły pojawiać się problemy, które bagatelizowałem lub wypierałem zupełnie. Zauważyłem np. że mam trudności z koncentracją, ogromną trudność sprawiało mi planowanie swojej pracy czy całego dnia. Stan „po zażyciu” zaczął ustępować na rzecz silnych stanów lękowych.
Nie odbierałem wtedy telefonów, zwykle odrzucałem każdą propozycję wyjścia, a jeśli już gdzieś wychodziłem, myślałem, żeby jak najszybciej wrócić i zapalić. Moje relacje oczywiście bardzo na tym ucierpiały. Mimo tego, że po paleniu czułem się gorzej, nie umiałem z niego zrezygnować. Teraz wiem, że mój układ dopaminergiczny był już tak przemęczony, że w trakcie dnia nie potrafiłem się z niczego cieszyć, żyłem w takiej negatywnej chmurze. Nie śmiałem się. Nie bawiło mnie już prawie nic. Zacząłem patrzeć na wszystko w ciemnych barwach i nie zdawałem sobie sprawy, że to jest wynikiem silnego uzależnienia.
Smakowanie potraw stało się kompulsywnym obżeraniem się. Prawie nie jadłem w trakcie dnia, za to wieczorami wrzucałem w siebie całe reklamówki niezdrowego jedzenia. Stałem się drażliwy, każdy drobiazg był w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. Wsiadałem na karuzelę czarnych myśli, nie mogąc z niej wysiąść, ani jej zatrzymać. Ta bezsilność była przerażająca.
Urojone problemy sprawiały, że mocno cierpiała na tym moja poważna relacja, którą wtedy budowałem. Za swoje irracjonalne złe humory i nastawienie winiłem moją dziewczynę. Byłem w stanie nawet się rozstać, bo np. nie wyszedł mi dobry trening na siłowni, winiąc za to ją. W czasie wspólnych weekendów, kiedy wiedziałem, że nie będę palił, co chwilę prowokowałem kłótnię. Wnosiłem masę złych emocji i nie byłem tego świadomy. Byłem marudny, kapryśny i infantylny. Teraz się tego wstydzę. Nie widziałem winy w uzależnieniu i w sobie. Przelewałem ją na najbliższą mi osobę, która nie była nawet świadoma, że jestem uzależniony.
Kiedy się zorientowałeś, że to już uzależnienie? Po czym je rozpoznałeś?
Każdego wieczora, kiedy szykowałem się do palenia miałem w głowie myśl, że za często to robię. Jednak silniejszy był głos, który mówił „To nic złego, należy Ci się po ciężkim dniu, zrelaksuj się.” To bardzo zgubne myślenie, które myślę, że często jest odpowiedzialne za nałogi.
Nie umiałem i nie chciałem z tego zrezygnować, nawet kiedy moje stany po zażyciu zaczęły być negatywne i wręcz lękowe. Z dzisiejszego punktu widzenia jest to dla mnie absurdalne, ale wtedy nie potrafiłem funkcjonować inaczej. Dopiero kiedy zauważyłem, że mój związek zaczyna naprawdę upadać, to otworzyło mi oczy. Wtedy pierwszy raz spojrzałem obiektywnie na przyczyny i zrozumiałem, że mój nałóg jest czynnikiem destrukcyjnym.
Rozumiem. Dobrze jednak, że zdałeś sobie z tego sprawę. Potrafisz wskazać, co straciłeś przez swój nałóg?
Na szczęście mogę powiedzieć, że w porę się opamiętałem i nie straciłem tyle, ile mógłbym. Nie sięgnąłem zupełnego dna, wciąż dobrze i odpowiedzialnie działałem zawodowo, nie stoczyłem się. Choć przyznaję się, że było bardzo blisko. Na pewno straciłem masę pieniędzy i czasu, który mogłem rozsądniej rozdysponować.
Wyłączając ten początkowy etap rozwoju, zwykle spędzałem czas przy Netflixie i konsoli, drastycznie ograniczając moje kontakty z innymi. Najbardziej żałuję jednak, że straciłem zaufanie osoby, którą kocham, ale na szczęście dostałem szansę na odbudowanie go. Byłem bardzo blisko całkowitego zniszczenia bardzo ważnej dla mnie relacji.
Jak to się stało, że postanowiłeś rzucić marihuanę? Co Cię do tego skłoniło?
Miały wpływ na to dwie osoby. Moja dziewczyna i najbliższy przyjaciel.
Wiedziałem, że nie mogę tak palić w nieskończoność, zaczynałem w końcu się tego wstydzić. Kiedy zaczynałem z niechęcią odbierać telefon od swojej dziewczyny i rozmowa budziła we mnie lęk oraz kiedy zaczynałem gubić wątki i nie mogłem skupić myśli, dotarło do mnie, że przesadziłem. Cierpiał przez to mój związek. Przyjaciel wiedział, że dużo palę.
Poza tym mieliśmy wspólny epizod z naprawdę nieciekawym stanem po wspólnym paleniu. Zdawaliśmy sobie sprawę, że zaczynamy rozmawiać na bardzo depresyjne tematy, a mimo tej świadomości i prób, nie potrafiliśmy inaczej ukierunkować myśli. To było jak pułapka we własnej głowie, z której nie da się wyjść. Wciąż napędzaliśmy spiralę poczucia bezsensu i beznadziei. Okropne doświadczenie. Wtedy pierwszy raz pomyślałem „Po co to robię, skoro nie przynosi to już nawet pozytywnego nastroju, a wszystko zaczyna się niszczyć?”
Uzgodniliśmy między sobą, że zrobimy detoks i zobaczymy, jak to będzie. Miało to formę małego zakładu, męskiej przysięgi, poniekąd wyzwania postawionego samemu sobie. Na początku zacząłem stopniowo ograniczać wypalaną ilość, a później przestałem zupełnie. Udało się na dłużej niż zakładany tydzień.
Było trudno? Miałeś silne skutki odstawienia?
Tak, ale nie aż takie, jak można się spodziewać. W moim przypadku efektem odstawienia były zły humor i drażliwość w natężeniu kilkukrotnie większym niż dotychczas. Do tego wielkie bóle głowy i marazm wieczorami. O ile w ciągu dnia, będąc w ruchu, funkcjonowałem w miarę poprawnie, o tyle wieczory były straszne.
Organizm domagał się wyrzutu dopaminy. Moje procesy motywacyjne z trudnością pozwalały mi na podgrzanie gotowego jedzenia w mikrofalówce. Nie chciało mi się robić absolutnie nic. Pojawiły się problemy z zasypianiem i permanentne uczucie lęku. Spodziewałem się tego wszystkiego, dlatego zacisnąłem zęby i czekałem aż minie. Bałem się i wstydziłem powiedzieć o tym, co się ze mną dzieje komukolwiek. Z perspektywy czasu wiem, że to był duży błąd.
Jak Twoje życie wygląda teraz? Co się zmieniło?
Od całkowitego odstawienia minęło już kilka tygodni. Już po pierwszym zaczęło być lepiej. Zauważyłem, że więcej rzeczy mnie cieszy, stawałem się coraz weselszy, otwarty i pozytywnie nastrojony. Nie czułem potrzeby, żeby zapalić mając w pamięci odczucia, jakie mi towarzyszyły w ostatnim etapie uzależnienia. Nie chciałem ponownie do tego wracać za żadne skarby.
Odważyłem się opowiedzieć o swoich przeżyciach bliskim, dostałem nawet szansę od dziewczyny. Byli zaskoczeni, niczego nie dostrzegli. Swoją drogą to zaskakujące, jak wiele rzeczy nie widać i ile można ukryć, nawet przed najbliższymi. Teraz przez większość czasu czuję się świetnie i nawet w obliczu niepowodzeń czy przykrości, nie reaguję już w nadwrażliwy sposób. Fajnie jest znów być sobą.
Gratuluję Ci ogromnego sukcesu. Ciekawi mnie, w jaki sposób teraz radzisz sobie z odreagowywaniem?
Na szczęście nie mam z tym problemu. Na początku paliłem papierosy, ale to nie dla mnie. Kilka razy w życiu miałem takie momenty i zawsze się odbijałem. To mi dodało siły. Teraz staram się zdrowo odżywiać, ponieważ ma to duży wpływ na moje samopoczucie. Treningi na siłowni sprawiają mi większą frajdę. W dalszym ciągu rozwijam swoją wiedzę pod kątem psychologii i działania mózgu. Staram się przez to zrozumieć siebie.
Obecnie naprawiam relacje z dziewczyną i staram się dzielić pozytywną energią z bliskimi mi ludźmi. Jeszcze pół roku nigdy bym nie sądził, że to powiem, ale znowu umiem cieszyć się chwilą i zrelaksować się bez „dodatków”.
Dlaczego zdecydowałeś się podzielić ze mną swoimi przeżyciami?
Obserwuję Twoją działalność od samego początku i mam Cię za osobę o szerokich horyzontach. Czułem, że nie dokleisz mi łatki osoby słabej i nieradzącej sobie z życiem, tylko wysłuchasz i postarasz się zrozumieć przyczyny. Takie małe katharsis dla mnie. Poza tym zostawienie takiego ostrzeżenia dla innych też jest dla mnie istotne. Nie chcę, aby inni popełnili ten sam błąd.
Co mógłbyś doradzić Czytelnikom bloga, którzy teraz nas czytają? Sądzę, że są wśród nas osoby, które utożsamiają się z Tobą w jakimś stopniu.
Podejrzewam, że większość osób czytających i palących, robi to rekreacyjnie i być może nie jest w stanie się wczuć w moją historię. Tym osobom radzę bardzo uważać, ponieważ nałóg jest zgubny i wymyka się spod kontroli w bardzo utajniony sposób, którego zwykle nie dostrzegamy od razu. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy, że to już uzależnienie i dopiero jakaś drastyczna sytuacja otwiera nam oczy, tak jak to było w moim przypadku.
Polecam również zdobycie wiedzy na temat działania układu dopaminergicznego. Poznanie swojego wroga pozwala skuteczniej z nim walczyć. Z kolei tym, którzy palą często i dużo i doświadczają tego negatywnych skutków, czy w ogóle innych nałogów, takich jak alkohol czy papierosy, sugeruję, żeby podzieliły się problemem przede wszystkim z bliskimi.
Myślę, że trzeba mieć naprawdę silną wolę i motywację, żeby poradzić sobie z tym samemu. Ja na szczęście mam silną wolę i poradziłem sobie z tym sam, ale wielu ludzi w moim położeniu nie ma. Wtedy trzeba udać się po pomoc, walka samemu z silnym nałogiem jest po prostu nierówna. Poza tym zbyt wiele jest do stracenia.
Dziękuję Mateusz, trzymam kciuki za Ciebie i za Twoją silną wolę!
To ja dziękuję za możliwość podzielenia się swoimi przeżyciami. Mam nadzieję, że pomogłem uświadomić czytelnikom Twojego bloga, że gra nie jest warta świeczki. I zdecydowanie nie warto przekonywać się o tym na własnej skórze.